wtorek

dzień 11. Skoncentrowani na 5400.



Z Yak Kharki 3.5 godziny marszu do Thorang Phedi. Tym razem podążamy wraz z tłumem. Rzeszą pielgrzymów. Próbujemy zostawić zoragnizowane grupy kilkunastoosobowe.
Lepiej się idzie samemu albo z partnerem. Albo za tragarzem. Ale z grupą w grupie chyba nie bardzo. Są odcinki strome. Piękna pogoda bezchmurne niebo, i coraz wyżej. Nad rzeką rozwieszone linowe mosty. Do wyboru dwie drogi albo bardziej strome podejście albo dłuższe. Michael idzie stromym, Z Iita wybieramy ten drugi. Konie tragarze. Ruchliwa trasa. Spotykamy Nadava i francuzkę. Francuzka to mama, ma dzieci w naszym wieku. Jej dzieci nie chcą mieć dzieci i nie została jeszcze babcią, ma czas, zdrowe nogi i kolejny raz na trekkingu w Nepalu. Jest niesamowita, przyjemnie się z nią rozmawia, dużo wtrąceń po francusku. Wysoka, szczupła dźwiga wielki plecak. Kroczy samotnie i bardzo spokojnie, jej tempo wydaje się wolne ale sukcesywne. Krok po kroku. Pijemy razem gorącą herbatę. Od Manang mam zasadę, że piję wszystko co ciepłe. Na trasie pojawiają się chatki, grzeją wodę, można odpocząć i się rozgrzać. Woda w butli jest zimna. Łatwo się przeziębić. Na tej wysokości pod chodząc pod górę, trudniej się oddycha, często łapię za dużo zimnego powietrza. Czuje kłucie w klatce piersiowej, czy od zimnego? Francuzka radzi mi oddychać przeponą. Umiejętność oddychania.
Thorang Phedi 4450 to baza noclegowa, część osób decyduję się nocować 400 metrów wyżej w High Camp. Czasami z powodu większego napływu turystów w Phedi zostaje miejsce noclegowe na ławie przy stole w restauracji. Zimne miejsce. Na górze jesteśmy po dwunastej. Widzę 3 zakurzone down hill rowery, po jakimś czasie podchodzą właściciele, młoda Szkotka, Irlandczyk i ich nepalski przewodnik. Wracając z 5400 odwrotnie do naszej wędrówki. Wjechali na 5400 i teraz zjeżdżają na dół. Na trasie Yak kharka Thorang Pedi, jakbym miała teraz zjechać tą wąską droga na rowerze miałabym chyba śmierć w oczach. Jeden nieudany poslizg i lecisz w dół, Wyrzut na kamienie. Młodzi na adrenalinie. Szkotka pokazuje rozwalone kolano, już lądowała ale to nic wielkiego. Mówi, że jest zmęczona i ma nadzieję, że nie uśnie na rowerze, ha. Taki żart. Koncentracja musi być niesamowita, skupienie tylko i wyłącznie na tym co jest przed tobą. Trzeba mieć refleks żeby nie odpaść. Rowery konie, nie trzeba pieszo. Po drodze był jeden na rozpędzonym koniu. Niektórzy niedoogranięcia.

Wybieramy pokój, po doświadczeniach w Yak harce, w Manang miejsce do spania jest ważne. Chaty gliniano kamienne, okna mają drewniane okiennice od wewnątrz, nasz pokój jest wciśnięty pomiędzy kolejne. Za sąsiadów mamy chińczyków. Chińska para, dziewczyna ma silny ból głowy, jej przewodnik próbuje coś załagodzić. Ból głowy to jeden z objawów choroby wysokościowej, z Iitą mamy się w porządku. Może wolniejsze tempo, ciężej się oddycha podchodząc, łapiesz zadyszkę, ale jest pięknie, tutaj do góry po wędrówce jesteśmy najszczęsliwyszmi ludżmi na świecie. To jeden z takich dni, że wiesz że wygrałeś. Jak to Sova mawia góry otulają.

Resztę dnia spędzamy w restauracji, w pokojach zostawia się rzeczy, i wraca na spanie. Różne bywają chatki bardziej i  mniej przytulne. Najlepiej było budzić się w tych co pachnie drewnem, nowe pokoje, w Upper Pisang, Chame. Godziny popołudniowe słońce wysoko, ale na zewnątrz temperatura niska. Woda w baniakach w toalecie na wpół zamarznięta. Iita zamawia w kuchni wiadro gorącej wody za 2 dolary. Bierze prysznic, polewając się kubkiem ciepłej wody, mówi że to jeden z najlepszych na trasie. W resturacji jemy makarony na obiad, cynamonowe bułki. Dj z urody azjata i jego dziewczyna chyba brytyjka, przyjmują zamówienia. Odpoczynek, przyjmowanie pokarmów wskazane. Tego dnia przy stole poznajemy dwie koleżanaki ze Szwecji Julia i Hana, młode studentki. Na kolejny dzień wynajmują konia na tragarza i przyjmują zapobiegawczo tabletki na chorobę wysokośćiową. Skoncentrowani na 5400. Obiad, chilout, kolacja i zamówienie na śniadanie na 5 z rana. Kuchnia otwarta od 3 rano, i tacy są, którzy swoją wędrówkę na 5400 zaczynają w nocy.

dalejedalej pisze jak zjem sniadanieeeeee...
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz