poniedziałek

no to jazda po Malezji !



jaszczurki małpy. Po malezyjskich trasach rowerowe wyznania. ,,w trakcie pisania.



KOBIETA I ROWER>
Pije kokosa po bieganiu na plaży w Singapurze, taki antyoxidant, i zastanawiam się czy to było 180 km czy 148 km. Jeśli coś zaczynam zapominać to może warto to utrwalić. Zaczynam spisywać.

dzień pierwszy.
Z Kula Lumpur stratuje o siódmej rano, zaspałam zapomniałam, że w telefonie mam czas Nepalski.
W Malezji jestem od kilku i pora wyruszyć dalej. Zamiast o piątej startuje po wschodzi słońca tutaj o siódmej. Żegnam się z Filipem, i w drogę.  Malezja nie należy do najbezpieczniejszych krajów, kradzieże  napady rozboje. Rowery są tutaj mało popularne. Filipowi udaje się nawiązać kontakt z grupą rowerzystów z KL żeby zdobyć informacje o trasie. mam od nich „pozwolenie”, ale są zdania żeby nie jechać samemu.  Pomysł jest z dnia na dzień ale m wewnętrzny spokój w sobie i  dużo determinacji żeby zrobić w  to jak najkrótszym czasie. Z Kuala Lumpur do Singapuru ponad 400 km.
Pierwszy dzień, jest pomylny. Najpierw estakady czuję się jak kosmita z planety spadające rowery tuż na autostardę.  Nie czuje zakłopotania nie boje się ze mnie potrącą czuje się pewnie , musze tylko zmienić pas, zjechać, wejść w ruch.  Moje zadanie kierować na Johor Bahru niestety nie zjeżdzam wtedy kiedy powinnam na ekspresową do Johor i ląduje w nowoczesnej dzielnicy Putrajaya. Wyczerpal mi się limit zachwycania nad tym i tamtym i chcę się stąd wydostać ale nie jest łatwo.
jest przed południem robi się gorąca, same biurowce, wydaje się opustoszałą dzielnicą samochodów nie ludzi, nie ma nawet kogo zapytać o drogę>....jadę dalej i zaczyna padać jest ekspresowa...........i burza...dalej dalej napiszę.

NOTATKI. do uzupelnienia..........................................................................................
wiecej niz 330km za Putrajaya zjeżdzam z drogi ekspresowej i jadę wzduż wybrzeza.

dzień pierwszy wt 50km (?)

dzień drugi środa - z rana lapię panę, ale mam to szczęście że jest w pobliżu miasteczko, maly sklep rowerowy, i pan co mi zmienia dętkę!
Pierwszy raz na drodze, mijam się z turystą, - rowerzystą, obcokrajowiec, ale skupiony na lekkim pojdjezdzie, nie zauważa mnie.
Po drodze w jednej z miejscowości widzę malezyjski pogrzeb, na ulicy grupa ludzi ubrana od stóp do głów na biało/
Przejeżdzam przez kilka nadmorskich resortów, przez Port Dickson.
Nocuję w małej miejscowości,  w hoteliku, pokój bez okna.

dzień trzeci - czwartek przejazd przez Malacca, zwiedzanie, rozmowa ze sklepikarzami o turystyce w Malezji. Odwiedzenie kościoła katolickiego.
Nocleg w miasteczku Muar, rozmowa z młodą muzłumanką z biura podróży, ...ile? 100km ?

dzień czwarty 13 grudnia 2013r. ( tata ma urodziny ! )
zaczynam jazdę przed wschodem słońca, jadę sukcesywnie cały dzień.
jak się zciemnia dojezdzam do Johor Bahru, miasto przy granicy z z Singapurem!. hotelik na przedmieściach, wyczerpana,  tego dnia przejechane 180 km !  ( z lekkimi zawijasami pomyliłam drogi z rana.)














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz