Nie mogę się doczekać jak zobaczę białe szczyty, coś zdala widać ale nie tak jak wcześniej przed Chhomrong, były lasy pola, rosły rododendrony i skakały małpy. Za Chhomrung znowu jest dżungla są pochowane małpy, wielkie ptaki, i nie ma białego.
Tempo mam znaczne. Napotkane osoby nie pytają już, are you alone ale zaczynają od you are so fast, to miło z ich strony. Wcale nie jestem szybka, 40 letnie Niemki już nie raz mnie zostawiły w tyle, co prawda mają tragarza. Z plecakiem nie da się biegać, ale nie jest już ciężki i czasami o nim zapominam. Chyba, że ktoś mnie znowu zapyta where is your guide>? na co odpowiadam, przewodnik mój kij, a porter moje plecy. Nie ma się co roztkliwiać nad sobą. (Kinga Baranowska dżwigała na górę 20 kg, jak?) Obserwuję tragarzy jak przędą. Widziałam jednego na bosaka, innego w jakiś marnych klapkach po śniegu i lodzie. Los ich nie oszczędza. Pracują za kilka dolarów dziennie. Różne kilogramy dżwigają, najgorzej z tymi klientami, którzy zamawiają jednego a pakują do plecaków na ponad 20 kg. I jeszcze ta zasada, najpierw do stołu siadają przewodnicy ze swoimi klientami i czekają aż Ci zjedzą. Dopiero dla ich po jakimś czasie jest czas na dalbhat. A wszyscy jednakowo głodni. Pan je, sługa patrzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz