Jonson jest płaskie, ma lotnisko
i kilka bankomatów. Bankomaty nie działają bo jest święto . Od domu do sklepu
do kolejnego domu grupka dzieci wyśpiewuje melodie. Prosząc o słodycze. Festival na oko podobny do hallowen. Jesienne słodycze. Jesteśmy tam godzinę. Iita
spotyka Finów. Spotykamy znajomych z którymi się nie widzieliśmy
od Manang. Niektórzy już kończą. Mają lot Jonson - Pokhara. Inni biorą jeepa albo
autobus. Z Michaelam też się żegnamy, jest zmęczony, bolą go biodra, i rezygnuje z planów do Sanktuarium Annypurnej. Z Iitą mamy plan maszerować do Tatapani, gdzie sa gorące żródła. Tego dnia, nocą ale po płaskim i szeroką dla jeepów drogą, idziemy na noc do
Marphy. Doganiamy Annę z Australii. Jej przewodnik
zna najlepsze miejsca noclegowe na trekkingu. Zostajemy w tym samym hotelu. Hotel ma 30 lat, jego pierwszy właściciel był konstruktorem. Teraz rządzi syn który ma jeszcze sklep rowerowy. Widać pomysły architektoniczne. Duże przeszklenie w dachu nad jadalnią. Dziedzińce
przez które się przechodzi z pokoju do restauracji.
W Marphie mają dużo sadów. Miasteczko słynie na trasie z najlepszych jabłeczników. Niektórzy zaczynają jeść je w porze lunchu i nie mogą przestać. Budzimy się rano i zwiedzamy. Kamienne budynki pomalowane są na biało. Nad dachach po obwodzie rozstawione drewno na opał. Każdy budynek jest inny ale te białe mury, drewno na dachach nadaje spójny wymiar dla całości zabudowy. Charakterystyka miejsca.
Z Marphy w kierunku Tukuche wyruszamy po poludniu, kupując po jabłeczniku na drogę. Zakładamy, że dojdziemy do Ghasy, nie udaje się. Maszerujemy 7 godziny, mijając Tukuche z ciekawą zabudową.
Dhaulagiri znaczy "Biała Góra", na tej trasie można ją podziwiać. Niebo jest zachmurzone coś nie coś się przebija. Jedna z największych w Himalajach 8167 m. Początkowy marsz jest wyczerpujący. Przez pierwsze godziny za Marphą wieje silny wiatr. idziemy wolno. Jesteśmy pozawijane na twarzy. Okulary chronią oczy. Mocno wieje i jesteśmy zakurzone.
Rowerem na tej drodze, to chyba nie do końca dobry pomysł, za silny wiatr, byłaby taka mała mordęga. Podobnie wieje na trasie Kagbeni - Jonson. Najlepiej jest wyruszyć rano. Od godziny 10 już wieje na całego. Dolina Kaligendaki.
Myślałam o rowerze i po drodze spotkałyśmy dwóch młodych rowerzystów z Hiszpanii. Dookoła Annypurnej robią na rowerach. Chwilę rozmawiamy.
Ściemnia się a przed nami jeszcze godzina drogi, przechodzimy linowym mostem na drugą stronę rzeki, mijamy pola lasy, z dala zastanawiamy się czy to człowiek czy strach na zwierzęta, jeszcze kilka małych wiosek. Na niebie już ciemno, mamy czołówki, oświecamy drogę.
W nocy dochodzimy do Kalopani.
W Marphie mają dużo sadów. Miasteczko słynie na trasie z najlepszych jabłeczników. Niektórzy zaczynają jeść je w porze lunchu i nie mogą przestać. Budzimy się rano i zwiedzamy. Kamienne budynki pomalowane są na biało. Nad dachach po obwodzie rozstawione drewno na opał. Każdy budynek jest inny ale te białe mury, drewno na dachach nadaje spójny wymiar dla całości zabudowy. Charakterystyka miejsca.
Z Marphy w kierunku Tukuche wyruszamy po poludniu, kupując po jabłeczniku na drogę. Zakładamy, że dojdziemy do Ghasy, nie udaje się. Maszerujemy 7 godziny, mijając Tukuche z ciekawą zabudową.
Dhaulagiri znaczy "Biała Góra", na tej trasie można ją podziwiać. Niebo jest zachmurzone coś nie coś się przebija. Jedna z największych w Himalajach 8167 m. Początkowy marsz jest wyczerpujący. Przez pierwsze godziny za Marphą wieje silny wiatr. idziemy wolno. Jesteśmy pozawijane na twarzy. Okulary chronią oczy. Mocno wieje i jesteśmy zakurzone.
Rowerem na tej drodze, to chyba nie do końca dobry pomysł, za silny wiatr, byłaby taka mała mordęga. Podobnie wieje na trasie Kagbeni - Jonson. Najlepiej jest wyruszyć rano. Od godziny 10 już wieje na całego. Dolina Kaligendaki.
Myślałam o rowerze i po drodze spotkałyśmy dwóch młodych rowerzystów z Hiszpanii. Dookoła Annypurnej robią na rowerach. Chwilę rozmawiamy.
Ściemnia się a przed nami jeszcze godzina drogi, przechodzimy linowym mostem na drugą stronę rzeki, mijamy pola lasy, z dala zastanawiamy się czy to człowiek czy strach na zwierzęta, jeszcze kilka małych wiosek. Na niebie już ciemno, mamy czołówki, oświecamy drogę.
W nocy dochodzimy do Kalopani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz